Hufiec ZHP Krzeszowice
Hufiec ZHP Krzeszowice

Olga Drahonowska- Małkowska

Urodziła się w Krzeszowicach 1 września 1888 r. Jej rodzice byli narodowości czeskiej, jednak Olga od dziecka czuła się Polką. Uczyła się w Krzeszowicach, a egzaminy zdawała w Krakowie, zawsze z najlepszymi ocenami. Po maturze wstąpiła do konserwatorium muzycznego we Lwowie, gdzie ujawniły się jej talenty poetyckie i plastyczne (rzeźbiarstwo), a także pasje sportowe (pływanie, łyżwiarstwo, narciarstwo, gimnastyka, jazda konna). Była instruktorem wychowania fizycznego w „Sokole”, należała też do „Eleusis”, skąd Andrzej Małkowski pozyskał ją do „Zarzewia”. Bardzo szybko awansowała na porucznika Polskich Drużyn Strzeleckich.

W 1911 r. Olga założyła pierwszą żeńską drużynę harcerską – III Lwowską Drużynę Skautową im. Emilii Plater. Wprowadziła harcerskie pozdrowienie „Czuwaj!”, a także opracowała Hymn ZHP (uzupełniony przez nią o refren wiersz Ignacego Kozielewskiego „Wszystko co nasze” na melodię pieśni rewolucyjnej „Na barykady ludu roboczy”). W latach 1911-12 była Komendantką Skautek.

W 1913 r. z powodu choroby wyjechała do Zakopanego, gdzie 19 czerwca ks. Kazimierz Lutosławski udzielił jej ślubu z Andrzejem Małkowskim. Założyła I Drużynę Skautek im. Emilii Plater w Zakopanem, a po wybuchu I Wojny Światowej przejęła dowództwo nad całym zakopiańskim harcerstwem. Jej działania obejmowały m.in.: łączność z Krakowem, pomoc miejscowej ludności w żniwach, żywienie jej, organizowanie tajnych składów broni, opiekę nad opuszczonymi dziećmi oraz rannymi, patrolowanie ulic po zmroku.

Zagrożeni postawieniem przed sąd, Małkowscy zostali zmuszeni do opuszczenia kraju. Przez Wiedeń, z podrobionymi paszportami, przedostali się do Szwajcarii, Francji i ostatecznie do USA. 30 października 1915 r. urodziła tam syna – Lutyka. Rok później wróciła do Europy, gdzie sama musiała utrzymywać siebie i syna, ponieważ Andrzej służył w wojsku kanadyjskim. Od 1918 r. zaczęła tworzyć polską szkołę w Londynie. 15/16 stycznia 1919 r. Andrzej zginał w katastrofie morskiej.

Do 1921 r. Olga sprawowała opiekę nad muzeum Fell Court, którego zbiory trafiły do odrodzonej Polski po 1863 r. oraz kontynuowała pracę jako nauczyciel. Kiedy wróciła do Zakopanego, rozpoczęła budowę placówek wychowawczych i instruktorskich (m.in. Cisowy Dworek). Było to możliwe dzięki pomocy finansowej przyjaciółki Olgi – Violety Mason, nagłośnieniu akcji poza granicami kraju oraz zaangażowaniu harcerzy z całej Polski. Kierowaną przez nią w Pieninach szkołę uznano za ośrodek nowego typu, rozprzestrzeniający harcerską ideę w całym lokalnym środowisku. Pomimo wysokich wyników, władze szkolne zabroniły kontynuowania nauki metodą Daltona i Cisowy Dworek został zamknięty w ramy państwowego systemu oświaty.

W XX-leciu międzywojennym Gaździna (bo taki pseudonim nadano Oldze) aktywnie udzielała się harcersko na stopniu międzynarodowym, prowadziła też działalność społeczną w miejscu zamieszkania. W uznaniu jej zasług Rząd Polski nadał jej Krzyż Niepodległości oraz Krzyż Oficerski Orderu Polonia Restituta, a władze harcerskie przyznały jej honorowy tytuł Harcmistrzyni Rzeczypospolitej.

Wraz z wybuchem II Wojny Światowej Olga musiała uciekać z Polski, ścigana przez Gestapo. Znalazła się znów w Anglii, gdzie założyła Dom Dziecka i Żołnierza Polskiego, nadal zajmowała się pracą wychowawczą. Założyła GIS (Guides International Service) – międzynarodową organizację skautek, która miała na celu m.in. pomagać bezdomnym i głodującym dzieciom. Wiele środków, dzięki którym mogła działać organizacja, pochodziło od dzieci, które przekazywały na ten cel swoje oszczędności. Utworzyła także szkołę dla dzieci z rozbitych polskich rodzin.

W 1961 r. wróciła do ojczyzny, gdzie pomimo sędziwego wieku kontynuowała pracę w zawodzie nauczyciela. Otrzymała Honorową Odznakę „Przyjaciel Dziecka”, odwiedzało ją wielu wychowanków i instruktorów harcerskich. Zmarła 15 stycznia 1979 r., pochowano ją na cmentarzu w Zakopanem.

Wiersze

Modlitwa

Nie daj mi Panie, nie daj żyć jako te kwiaty
W ciasnej grzędzie wyrosłe, wybladłe skarlałe
Bez woni, które w ciszy życie pędzą całe
Wpatrzone w skrawek nieba i w próg białej chaty.

Ani im się marzy, że są kędyś światy
Przeogromnych przestrzeni, gdzie w burzach stwardniałe
Rosną wiaty – ich w siostry, bujne, krasne, śmiałe
I w pożarach słońc kąpią swych koron szkarłaty.

Nie daj mi Panie, w prochu pełzać ziemi
W czczych słów znaki bezdźwięczne zdobić życia księgę.
Tyś wielki. Kochasz Wielkość, jej moc i potęgę.

Daj więc, DAJ W NIEBO RWAĆ SIĘ SKRZYDŁAMI ORLEMI
Daj, choćby pierś zdruzgotać o granitów skały
W szczytnym locie do słońca, do zwycięstwa, do chwały.

Olga Drahonowska napisała w 14 roku życia
„Iskry”, 1926r.

 

Pieśń Rycerzy Orła Białego

Nikt się nie dowie, co się stało ze mną,
Nikt nie zapłacze koło grobu mego,
Tylko Polacy zagrają nade mną
Na pożegnanie marsza wojennego.

1899r.


Tu mi dobrze…

Tu mi dobrze, tu mój świat,
Tu ja marzę, roję…
Tutaj każde drzewo, kwiat,
Ptaszę – wszystko moje.
Tu mi dobrze, tu do snów
Wicher mnie kołysze
Drzewa nucą pieśń bez słów,
Staw coś szepce, dysze…
Tu się lubię w letnią noc
Poić kwiatów wonią,
Gdy nad głową gwizdek moc,
Wkrąg słowiki dzwonią.
Wtedy tylko jeden Bóg
Widzi mnie wśród cieni,
Księżyc kładzie u mych nóg
Tkankę swych promieni.
Nie trza mi tu świata, nie
Ani towarzyszy,
Park mi co dzień pieśń swą śle,
Której wiatr nie słyszy.
Za mną gwarzą smugi łąk,
Wód odległe zdroje…
Tu – gdzie spojrzę –
Tak moje, moje!

 

Hej baśni życia!…

O snuj się baśni snuj!
Nim życie nas odwoła
Gdzie indziej, gdzie na bój
Twarde trza stawić czoła.
Gdzie nie wystarcza śnić
Marzeń, co tęczę gonią,
Gdzie trzeba los swój kuć,
Żelazną dłonią.

Lecz któż zabroni mi,
Przez trud, przez boje prawe
Przekuć dzisiejsze sny
Na jutra jawę.

 

Jak ten słowik cudnie śpiewa

Jak ten słowik cudnie śpiewa,
miły Boże!
Aż zdumione zmilkły drzewa,
łąka, zboże…
Śpiewa ci tek hen, po lesie
ucieszony,
a wiatr piosnkę jego niesie
na wsze strony.
To zawodzi, to znów gada
hardo, śmiele,
niby pereł ci kaskada
płyną trele.
Śpiewaj, ptaszę ukochanie
pieśń swą śpiewaj!
A ty wichrze ją po łanie
hen rozbrzmiewaj!

 

Fontanna

O jakże cudną była ta fontanna,
co wśród trawników przed oknem nam biła,
kiedy ją zorza przyszła witać ranna
i w róż swych blasków kibić jej stroiła.
A gdy ją słońce swem złotem oblało
tak jasną, smukłą, przejrzystą i białą,
to w każdej kropli drgającej w powietrzu
tysiące błysków i świateł zagrało.

Wietrzyk przylatał ją pieścić co rana
drzewa jej hymny nuciły z oddali,
a ona drżąca stała rozkochana
i perły – łezki w toń rzucała fali.
Szeptała do mnie cicho i radośnie
o złotych blaskach słońca i o wiośnie,
o tęczy, która niby różnobarwny
kwiat, w blaskach słońca z jej łez pyłu, rośnie.

A kiedy słońce już gasło w błękicie
i cień się nocy rozsnuwał po ranie
wtedy mi ona szeptała: o świcie,
o zorzy, która po nocy nastała.
Szeptała ciągle pnąc się w toń błękitu,
zdała się wznosić aż do niebios szczytu
w swem uniesieniu wielkiem – a jam stała
drżąca, wsłuchana i niema z zachwytu.

Dziś może jeszcze, jak dawniej tam bije
wśród traw kobierców fontanna świecąca,
pieści się wiosną, słoneczny żar bije
i perły – łezki w odmęty wód strąca.
Lecz ja w świat poszłam. Gdzież sny me gorące?
Patrzę na zorze przede mną gasnące
i tak mi smutno, bo któż mi dziś powie,
że jutro znowu świt błyśnie i słońce?

Lwów, 1909r.

 

Szerzej podwoje

Szerzej podwoje, niech słońca zdroje
Spłyną na polski świat,
Zewsząd podchodzą harcerek roje
By zwiedzić ziemi szmat.

Ref. Niech więc słoneczna dal
Wkrąg rozpromieni się jak cudny kwiat,
Idziemy jak na bal
Świat cały to dom nasz, a harcerze brat.
Do ręki chwyta kij, przed siebie dąż
Harcerska dola – zdobywać życie.

Idzie drużyna, hej, tęga mina
Świat cały składa cześć,
Nam na wycieczki iść nie nowina
Choć plecak trzeba nieść.

Ref. Niech więc słoneczna dal
Wkrąg rozpromieni się jak cudny kwiat,
Idziemy jak na bal
Świat cały to dom nasz, a harcerze brat.
Do ręki chwyta kij, przed siebie dąż
Harcerska dola – zdobywać życie.

Gdzie szumią sosny, gdzie zapach wiosny
Gdzie pachnie świeży liść,
Wszędzie rozbrzmiewa śpiew nasz radosny
Wciąż naprzód każe iść.

Ref. Niech więc słoneczna dal
Wkrąg rozpromieni się jak cudny kwiat,
Idziemy jak na bal
Świat cały to dom nasz, a harcerze brat.
Do ręki chwyta kij, przed siebie dąż
Harcerska dola – zdobywać życie.

 

Ujrzałam Ciebie

Ujrzałam Ciebie śpiącego,
Wydało mi się, żeś chory
Więc się cichutko wślizgnęłam
Do serca twego komory.

Najpierw do okien podbiegłam,
Otarłam z kurzu framugi,
Rozwarłam wszystkie na ścieżej
By słońce wpuścić w nie strugi.

Ogień pod kuchnią wznieciłam,
Bo ziąb w komorze był duży,
Kwiatów przyniosłam z ogródka,
Wody nalałam do kruży.

I wnet – o dziwna przemiano –
W zimnej i dusznej komorze
Taka się wiosna zrobiła
Jak tam po lasach, na dworze.

Na koniec wzięłam do ręki
Tę księgę, którą Bóg czyta
I odsłoniłam z niej kartkę,
Co dotąd była zakrytą.

Teraz już wszystko gotowe,
Cieplutko, ogień się pali,
Gdzie spojrzeć, słońce aż miło.
Adieu, więc można iść dalej…

 

Chciałabym jaśnieć…

Chciałabym jaśnieć, jako ta tęcza,
W wód kryształowych drżącej kaskadzie
Jak ten słoneczny snop, co się kładzie,
Na mgieł porannych przędze pajęcze.
I ponad szare myśli przełęcze
Jak orzeł rwać się w błękitów dale.
Chciałabym czystą być, jak te fale,
Na których słońce maluje tęcze.
I duszę mą bym przystroić chciała,
W wszystko, co tylko pięknem się mieni.
Z wiośnianych marzeń jasnych płomieni,
Jutrznianą szatę bym jej utkała,
I tak słoneczną w marzeń ozdobie,
Pod stopy bym ją ścieliła Tobie.


Lubiłam wichrów halny szum

 

Lubiłam wichrów halny szum, tęskny jak pieśń morza,
I czas wieczornych, cichych dum, rozlany na przestworza,
I orlich lotów, chmurnych skał pieśń mi w duszy grała
W szeroki świat, do pól, do chat, dusza się tęsknie rwała.

Rwała się do tych zórz, do jasnych tęcz opali
Do srebrno-sinych cichych wzgórz ginących w mgławic dali.
I do tych chat, co złotem strzech jaśnieją hen, pod borem
Gdzie pośród lip żurawi skrzyp rozlega się wieczorem.

Myślałam, że już więcej nic do szczęścia mi nie trzeba
Prócz bladosrebrnych jezior lic i jasnych opon nieba.
Prócz blasków słońc, prócz złota gwiazd, miesięcznej nocy czarów
Prócz srebrnych fal płynących w dal rozwiewnych łąk oparów.

Lecz dziś od pień ptaszęcych skarg, od mgieł, od wód przeźroczy,
Milszy mi szkarłat twoich warg, i twoje ciche oczy.
I cudów barwny oddam świat, i słońca blaski złote
I wszystkie sny wiośnianych dni, za jedną twą pieszczotę.

 

Do Gór!

Hej góry, moje góry ! Rzek błękitnych wstęgi!
Doliny wypełnione perłowymi mgłami!
Łąki, lasy, polany, niebios jasne księgi!
O, jakże mi ciężko rozstawać się z wami!
Co dzień na was patrzałam. Co dzień w nowej krasie
Stawałyście przede mną. Co dzień pieśni nowe
Zawodziły w rzek toni kręgi fal tęczowe.
Gdy rano jeszcze w dole pełno było cieni
Wyście się już nurzały w świateł powodzi
Jakbyście wołać chciały niebu, ludziom, ziemi:
„Budźcie się, noc już pierzchła. Oto słońce wschodzi!”
I ze szczytów na stoki, ze stoków w doliny
Płynął potok promieni, mgły przed nim pierzchały,
Aż w końcu świat dokoła w słońcu stawał cały.

Tych ranków nie zapomnę, ani też tej grozy
Jaką tchnęły przed burzą gór pobladłe szczyty,
Wszystko milkło, nadbrzeżne tylko drżały łozy
Aż dopiero, gdy pierwszy grom wstrząsnął błękity
Góry się nie rozśpiewały, ale straszną pieśnią –
Jak ze snu wieków zbudzone potężne olbrzymy
I raz wraz do tej pieśni grom dorzucał rymy.

Dziś wszystko żegnać muszę. Jutro znów na siny
Gór łańcuch słońce zejdzie i obrzuci złotem
Gęstwy leszczyn, wąwozy, jasne połoniny…
I potoki z gór ciągle mknąć będą z łoskotem,
I znów zaszumią drzewa koło domu w sadzie,
I zabrzęczą koniki wśród traw i powoi,
I znów nocka przyjdzie i świat ukoi…

Tylko mnie już nie będzie.

 

Kocham Cię

Kocham Cię! – słyszysz? – tak mi się zdaje
Że znowu moje całujesz oczy,
Że Cię oplatam w zwój mych warkoczy,
I szepcę ciche o szczęściu baje.
Że znowu szczęście przed nami staje
Jasne i czyste, że wiosna złota
Znowu nam dusze w przędze snów mota,
I znów w bajeczne wchodzimy kraje.
Kocham i … w sny – baśnie Ciebie oprzędę
I takie słońca z duszy dobędę
Że świat Ci nimi rozświetlę wokoło.
I wiedz, choć władcy nie mam ni pana,
Przed Tobą jednym ugnę kolano,
Przed Tobą jednym schylę me czoło

 

Ku Orlej Perci

Ku Orlej Perci pniem się wzwyż
Harcerki, harcerki,
Na każdej srebrny błyszczy krzyż
Zapowiedź przyszłych prób
I z każdej piersi bije w głos
Młodzieńczy serca dzwon:
Wstań, skrzep się, a zbrój się
Bo bój zacięty wre
Świat czeka człowieka, co w hufce ducha tchnie.

Nie straszne dla nas widma chmur
Przepaście, pioruny
Bo myśmy córki skał i gór
Słonecznych wyżyn lud.
I wichrów wiew i burzy grom
To jedno woła nam: Wstań, skrzep się… tchnie.

A jeśli padniem w ogniu prób
W pół drogi, w pół drogi
I zamiast laurów zimny grób
Nagrodą będzie nam
To z naszych prochów, z naszych snów
Ku siostrom pomknie zew:


Dziwna budowa

Przyszły  w szarych mundurkach dziewczęta
Zakasały po łokcie rękawy
I zaczęły piach nosić i wodę
Do zwyczajnej, murarskiej zaprawy

Od potoku do samej budowy
Od budowy w dół znów do potoku –
Tak dzień za dniem, czy w słońcu czy w słocie,
Tak dzień za dniem od świtu do zmroku.

Jedne noszą, a inne kamienie
Obciosują, jak majster im każe.
Mierzą pionem, składają, pasują
Ci przedziwni dziewczęcy murarze.

Drobne ręce od pracy stwardniały,
Nogi bose od wapna spalone,
Tylko oczy, te oczy radosne
W zręb budowy jak w tęczę wpatrzone.

A zaś nocą, gdy wszystek gwar świata
W jedno ciszy westchnienie się zmienia
Ktoś przychodzi i cicho się modli
Pod tym murem ciosanym z kamienia.

Gdybyś oczy miał wtedy widzące
Tobyś dostrzegł tam dziwy nad dziwy
Dom słoneczny pod niebo się pnący
Dom cudowny i rzekłbyś prawdziwy.

Gdybyś uszy miał nieco wrażliwsze
Tobyś słyszał jak ściany w nim gwarzą,
Kiedy księżyc się nad nimi pochyli
Uśmiechniętą, srebrzystą swą twarzą.

Tobyś słyszał jak każda w nim belka
Jakimś cichym „Hosanna” rozbrzmiewa
I przysiągłbyś, że widzisz przed sobą
Dom prawdziwy z kamienia i drzewa.

O, od dawna on stał tam na wzgórzu
Ten dom jasny, wpatrzony gdzieś w dale,
Choć skroś niego pług orał ugory
A we żniwa tam żęli górale.

Przychodzili tam różni murarze:
Sny młodzieńcze, pragnienia, tęsknoty
I wznosili wytrwale, powoli
Rok za rokiem ten dwór słońcem złoty.

Czasem burze zwątpienia ciskały
W tę budowę twardymi tarany,
Ale wiara na nowo dźwigała
Powalone wiązania i ściany.

Aż wybiła godzina wyśniona:
Oto wizja cudnego marzenia
Pod rękami tej dziwnej czeladzi
W rzeczywistą budowę się zmienia.

Lecz nie one tu jedne budują,
Bo w te progi zaledwie stające
Lecą myśli od krańców gdzieś świata
Lecą marzeń i pragnień tysiące.

A nad naszą budową się ważą
Niby tuman stubarwny, tęczowy
I spajają i kują i rzeźbią
ten kochany nasz Dworek Cisowy.

 

Józek

Przynieśli małego
Ledwo że żywego
Oj, Józicku, Józku
Cóż to będzie z tego?
Serce jeszcze bije
Ale, czy wyżyje?
Pewnie go mogiłka
Samotna okryje.

Dzieciak przestraszony
Widzi obce strony.
Druhny go złożyły
W koszyczek pleciony.
Kaszki z mlekiem dały –
Śpij, Józicku mały!
Będą ci się we śnie
Aniołki kłaniały.

Mija jedna doba
Mija druga doba –
Józickowi w Dworku
Straśnie się podoba.
Wietrzyk w liczko duje
Słonko go całuje
Aż się mały Józek
Coraz zdrowszy czuje.

Już na ziemi siada
Dziwy rozpowiada
Da – da! Woła za nim
Dziecięca gromada.
Matuś synka czeka
Przyszła dziś z daleka
Już ci nie potrzebna
Dworkowa opieka.

Oj Józku, nieboże
Gorze tobie, gorze!
Będą ciebie trzymać
W zamkniętej komorze.
Słonka ci nie dadzą,
W świat nie wyprowadzą
Tylko dymem ostrym
W komorze nakadzą.

Lecz jak znów cię zmorze
Jakieś zło, nieboże
To przyjdź se odpocząć
Tu – w Cisowym Dworze.


Modlitwa poranna

Zapłoniły się słońcem Tatr szczyty
Z ciemnych dolin się ruszył wiew świeży
Idzie ranek, dzień wstaje. Już z wieży
Dzwony pieśń swą rzucają w błękity.
A przed Dworkiem w ordynku, w podkowę
Stają druhny i dzieci dworkowe.

Płynie pieśń: Kiedy ranne… Mój Boże!
Chórek śpiewa bez pozy, bez sztuki,
Tu pisk dziecka, tam chłopiąt pomruki,
Każdy nuci jak umie, jak może.
A zaś w czystych błękitach nad głowy
Dopomaga nam chór skowronkowy.

Główki złote i ciemne i płowe
Twarze dzieci skupione, przejęte,
O ! Bo rzeczy się dzieją tu święte
Z samym Bogiem tu mamy rozmowę.
I z pewnością ta nasza piosenka
U stóp Jego, gdzieś w niebie przyklęka.

A dokoła nas duszków się rzesza
Ze wszystkich grządek kwiatowych zlatuje,
Między nami tumanem się snuje
I na tonach piosenki się wiesza.
I mknie na niebie, by z naszą pomocą
Tuż przed Bogiem ukorzyć się mocą.

Tylko wiatr, wieczny psotnik, – niecnota
Jak od śnieżnych Tatr szczytów nie skoczy,
Jak nie dmuchnie dziecięciom wprost w oczy
Potem w kurzu je tuman omota.
Ale nagle opadła go skrucha,
Bo za miedzą gdzieś przysiadł i słucha.

Słucha, patrzy i mocno się dziwi
Bo nad całą dworkową gromadą
Jakieś tęcze i blaski się kładą.
A wśród tęcz tych anieli prawdziwi
Błogosławią oczyma jasnemi
Nam śpiewakom, Dworkowi i ziemi.

 

Mój świat

Idę w świat, szeroki świat,
Do zaklętych idę włości,
Tam, gdzie biję zdrój młodości,
Gdzie szczęścia zakwita kwiat,
Gdzie skarbów jest tyle w krąg,
Że nie starczy ócz, ni rąk.
Znasz ten świat, ten cudów świat!
Dale zemną, tto mi rad!

Hej! w ręku mam tylko kij,
A  w woreczku garstkę jadła.
Kieska z wiatrem gdzieś przepadła,
Płaszcz na grzbiecie nie wiem czyj.
Lecz mnie nie tknie głód ni ziąb –
Widzę szałas – prosi: „wstąp”,
Widzę strumień – woła: „pij”,
A jagoda szepce: „rwij”.

Rozkoszą mi każdy znój.
Tu mi słońce w oczach mota
Przędziwa szczerego złota,
Tam srebrem rozbłyska zdrój…
A klejnotów wszędzie w bród!
Co krok nowy błyska cud,
Co krok nowych tkanin strój.

Bogactw świat – a cały mój!
Każdy kwiat, „kwiat szczęścia” tu,
Każdy zdrój tu – „woda życia”
Chcesz żyć? Zrzucaj szat okrycia
I w wód szmaragd skacz co tchu,
W świeżość miękkich fal się wtul,
A wyjdziesz jak młody król,
Jakbyś nagle wstał ze snu.

Zaraz słońca ciepły dech
Ciało z wody ci osuszy,
Potem wiatr cię z lasu ruszy
I omiecie z kurzu mech –
Kobierzec, po którym w tan
Pójdziesz jak radosny Pan
I kaskad ci zagra śmiech.

Tutaj nie ma granic, wrót, –
Nie ma jutra, wczoraj, nieraz…
Tylko jedno dziś i teraz,
Jeden wielki życia cud.
Tu mój świat i wszystkich świat,
Bo tu każdy równy, brat…
Chcesz iść? W duszy czujesz głód?
A więc w drogę! – nie masz wrót.

Opracowano w ramach projektu „Druhna Oleńka – harcerka, patriotka, poetka” organizowanego przez Hufiec ZHP Krzeszowice i współfinansowanego ze środków Gminy Krzeszowice.





Accessibility Toolbar